wtorek, 28 października 2014

Odrzucenie

Przez pierwsze lata w podstawówce, już po pokonaniu pierwszych "schodów", czułam się świetnie. Potrafiłam tęsknić za szkołą, pod koniec sierpnia z radością przystępowałam do okładania zeszytów (w latach 80-tych okładki były szare i ponure, więc wycinało się je z czasopism, prezentując np. na pierwszej stronie zeszytu jakiegoś idola z tamtych lat). Czuwałam też nad pustymi miejscami do podpisu w dzienniczku - specjalnie dla Taty.

Problem był w tym, że nasze relacje były niezwykle sztuczne, co - jako dziecko - wyczuwałam znakomicie. Większość spotkań bazowała na opowiadaniach co u mnie w szkole, co u niego w pracy, na przeglądaniu moich szkolnych zeszytów i podpisywaniu dzienniczka, z którym na drugi dzień biegałam po szkole i podtykałam wszystkim pod nos. Wołałam "Patrzcie, mój Tata się podpisał!" - tak jakby w jakiś sposób miało to udowodnić pozostałym, że Tata po prostu mieszka daleko, ale przecież przyjeżdża, interesuje się. Okłamywałam samą siebie. Z czasem dostrzegałam, że Tata do mnie "wpadał" przejazdem do swoich rodziców. Pokazał się, poopowiadał o sobie i już go nie było. Chyba, że widząc mój zawód na twarzy, wkraczała Mama, z jeszcze jedną filiżanką kawy i propozycją zagrania np. w kanastę. Potem, gdy w domu pojawił się komputer, wraz z ojcem grywaliśmy w różne hity lat 90-tych. "The great Giana Sisters" czy "Quimbo's Quest". Dziś ojciec tego nie pamięta. Wyparł z pamięci? Kłamie w jakimś celu? Nie wiem, ale to przykre, bo zaprzecza istnieniu tych chwil, kiedy naprawdę świetnie się z nim bawiłam.

Przyszła siódma klasa szkoły podstawowej i wtedy spotkało mnie odrzucenie ze strony rówieśników, w tym Asi, którą kochałam jak siostę. Trzymało się ze mną raptem kilka osób (w tym nowa koleżanka z ławki, Ala) i paru chłopaków podzielających moje zainteresowania (gry komputerowe, prasa o grach, gra w badmintona). Odepchnęła mnie reszta - nie malowałam się (dziwoląg!), nie odchudzałam się (dziwoląg), słuchałam innej muzyki niż reszta (uuuuuu, dziwoląg!), a jakby tego było mało, mając już lat 14, nie pijałam alkoholu (dziwoląg do kwadratu!). Przyznaję, że alkohol mnie przerażał, widziałam też jak na to słowo reaguje Mama. Zwłaszcza, że na "odchodne" ojciec powiedział jej "Mała prędzej czy później pójdzie w moje ślady. Zobaczysz". Wolałam więc nie ranić Mamy, no i sama uważałam się jeszcze za dziecko, które nie powinno pić. Gdy wstawiłam się za Wychowawczynią w pewnej kwestii dotyczącej całej klasy (zmiana szatni na ostatni rok - bez sensu, mieliśmy własną, cudem wyżebraną, po co teraz, na ten ostatni rok szkolny ją zmieniać)? Na drugi dzień w szalenie popularnych wówczas "Złotych Myślach" jednej z koleżanek zobaczyłam hasło "antypatia", do którego dopisano ogromną klamrę, a w niej, różnymi charakterami pisma, wypisano moje inicjały (nie pamiętam dokładnie ile, ale około 10). Załamało mnie to, bo wiedziałam już, że ostatni rok w szkole łatwy nie będzie. I nie był.

ze smutkiem wpatrzona w okno
Brak akceptacji dał mi w kość, ale jednocześnie poznałam siłę bronienia własnych przekonań i wartości

Podstawówkę mimo wszystko wspominam ciepło. To wtedy zainteresowałam się słuchowiskami i radiem, z Asią przez dwa lata, tylko dla siebie, nagrywałyśmy na kasetach magnetofonowych "Radiowe Wiadomości". To wtedy zauważyłam, że lubię pisać i robię to bez trudu, że bawi mnie parodiowanie piosenek.

Ale to był już koniec pewnego etapu. Z duszą na ramieniu powitałam licem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz